„Światło w moim pokoju” to cykl obrazów olejnych dużych formatów. Światło to ciepło, ukojenie i życie. Pamiętam jego refleksy na ścianach i przedmiotach w domu rodzinnym. Zjawiska obserwowane od najwcześniejszego dzieciństwa, zawsze fascynujące i przynoszące poczucie bezpieczeństwa, nadzieję, spokój. Odmieniające to, co znane. Odbierające materii jej materialność. Jak uchwycić na płótnie światło z tamtego pokoju (i z każdego innego, do którego czasem zagląda słońce)?
W mojej pracowni jest bardzo jasno. Bywa, że odblaski rażą w oczy. Maluję w światle. Czasem światłem- celowo wystawiam fragmenty obrazów na długotrwałą ekspozycję promieni słonecznych i później utrwalam miejsca w ten sposób rozjaśnione. Często wydaje mi się, że dopiero zaczynam obraz, ale okazuje się, że właściwie jest on ukończony. Każdy dodany element byłby zbędny. Kształty, zestawienia kolorów dla mnie samej bywają niespodziewane, zagadkowe, łączą się z niesprecyzowanymi uczuciami, miejscami, przedmiotami – z czymś co wydaje się znajome, a o czym być może zapomniałam. Niekiedy okazuje się, że dzielę te światy jeszcze z kimś innym, z odbiorcą. To pogłębia sens mojej pracy. Z kolei świadomość, że nie wszystko w człowieku jest oczywiste, że jest coś do odkrywania, niesie ze sobą nadzieję. Gdyby mógł on być w pełni dojrzały, skończony, poznany, byłoby to straszne, beznadziejne. Wierzę w pierwotną tożsamość, która jest rozleglejsza niż to, co zewnętrzne. Wykracza poza wszystko, czym obrastamy i do czego się przywiązujemy: wygląd, nabytą wiedzę, przekonania, upodobania, wyobrażenia o sobie i o świecie. To, co było na początku, często okazuje się najważniejsze.
Przez wiele lat uprawiałam malarstwo realistyczne, udoskonalałam warsztat. Nie chciałam, by brak wprawy, zmuszał mnie do pójście na skróty, do samooszukiwania. Teraz, kiedy maluję, nie myślę o warsztacie, nie czuję oporu materii, zapominam o sobie, roztapiam się… Najbardziej cenię te momenty, kiedy „znikam”, a potem w obrazie ujawnia się coś, co wydaje mi się nieznane, nie moje. Ten proces bardziej przypomina dialog, niż monolog – Aleksandra Batura
TEKST KURATORSKI:
W obrazach Aleksandry Batury można dostrzec pewną misję – ochronić i na nowo rozwinąć warstwy fundamentalnej wrażliwości, jeszcze nie dzielącej świata na klarowne strefy. Z drugiej strony, zbyt oczywiste poetyzowanie spontanicznych przeżyć byłoby pochopne. Widać więc nie tylko radość improwizowania ale i skupione podejście do tematu. Możemy dostrzec analityczną obserwację gry kolorów i światła, starania o dobór najbardziej precyzyjnych środków zapisu własnych doznań. (…) Aleksandrę Baturę już w punkcie wyjścia interesuje przy tym zmierzenie do samej esencji, do sedna sprawy, nie zaś konstruowanie tradycyjnych opowieści i fabuł. Jeżeli dokumentuje ślady przeżyć w postaci efektów światła towarzyszących widokowi z okna przed burzą albo ucieczce ze szkoły, a nie figury i obiekty o ściśle określonych granicach, to może dlatego, że jest również malarką życia i teraźniejszości, a nie tylko „archeolożką przeszłości”. Wyłowione przeżycia, inicjacyjne doświadczenia różnych lat, wciąż trwają, zmieniają się i nie wiadomo, do czego jeszcze doprowadzą. Dlatego ich kontury i formy są otwarte, a przestrzeń oraz światło są zdolne nadawać im ciągle nowego wyrazu. (…) Oglądając obrazy Aleksandry Batury widzę, jak bardzo często, na różne ciekawe sposoby, mierzy się ona z problemem, który wydaje się dla artystów czasem wręcz najważniejszy. Problemem ostatniego gestu. Aleksandra ewidentnie zdaje się na spontaniczność, niedopowiedzenia i improwizację. Zamknięta forma byłaby sprzecznością. Nie popada też jednak w nadmierną łatwość sztuki kontekstu, swego rodzaju konceptualizmu, zgodnie z którym dzieło nabiera sensu dopiero w procesie ekspozycji i w zderzeniu z różnymi reakcjami odbiorców. Niektóre obrazy mogą wydawać się widzom swoistymi „instalacjami malarskimi”, od razu zachęcając do zestawiania ich w większą serię, wyobrażenia sobie, jak prezentowałyby się w określonej przestrzeni, w akompaniamencie różnego oświetlenia, może czasem też dźwięków. Mimo tej otwartości to utwory skupione mocno na sobie, odrębne i autonomiczne; kontekst może natomiast dodatkowo je oświetlać – w sensie i dosłownym i metaforycznym – Wiktor Rusin.